Dzisiaj jest: Piątek, 29 marca 2024
Imieniny obchodzą: Cyryl, Czcirad, Eustachy, Wiktoryn
Vinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo Slider
Opublikowano: poniedziałek, 09, września 2013 21:26

Dziś każdemu dobrze znana jest postać Artura Grottgera, wielkiego rysownika i ilustratora, kojarzonego głównie z kartonami poświęconymi tematyce powstania styczniowego. Jego prace ilustrowały nasze podręczniki do historii i języka polskiego. Nie każdy jednak wie, że jako młody mężczyzna – student krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, kochał się w młodej Helenie Dzieduszyckiej, córce hrabiostwa Heleny i Eugeniusza Dzieduszyckich, właścicieli majątku Radziszów, jak też, że uwiecznił wielokrotnie jej urodę w swoich pracach...

„Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska w oczach i sercu Artura Grottgera”.

Dziś każdemu dobrze znana jest postać Artura Grottgera, wielkiego rysownika i ilustratora, kojarzonego głównie z kartonami poświęconymi tematyce powstania styczniowego. Jego prace ilustrowały nasze podręczniki do historii i języka polskiego. Nie każdy jednak wie, że jako młody mężczyzna – student krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, kochał się w młodej Helenie Dzieduszyckiej, córce hrabiostwa Heleny i Eugeniusza Dzieduszyckich, właścicieli majątku Radziszów, jak też, że uwiecznił wielokrotnie jej urodę w swoich pracach. Jego wyznania i opis postaci młodej Heleny, uwiecznione zostały w pamiętnikach (Dzienniku). Te zaś z kolei, przedrukowane zostały w 1928 r. w książce pt. „Arthur i Wanda. Dzieje miłości Arthura Grottgera i Wandy Monne’. Listy – pamiętniki ilustrowane licznemi, przeważnie nieznanemi dziełami artysty”, autorstwa Maryli Wolskiej i Michała Pawlikowskiego, wnuka hr. Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej. Postać i osobowość Heleny zafascynowała mnie bardzo, bo była nie tylko dobrze zarządzającą swoim majątkiem hrabiną, dbającą
o dobra kościelne parafii Radziszów kollatorką, ale również wielką patriotką, kobietą roztropną, zdolną do wielu poświeceń. Urodziła i wychowała dwóch synów, którzy wnieśli wielki wkład w kulturę polską. Syn Jan Gwalbert był profesorem ekonomii w Akademii Rolniczej w Dublanach (koło Lwowa), znanym publicystą i politykiem. Zajmował się również historią literatury. Jest po dzień dzisiejszy znanym taternikiem i jednym z pionierów ochrony przyrody. Drugi syn, Tadeusz, był dyrektorem Teatru Miejskiego w Krakowie w latach 1893-1899 i 1913-1815 i teatru Miejskiego we Lwowie w latach 1900-1906. W pierwszym sezonie teatralnym wystawił tam aż 71 utworów dramatycznych, przy czym
w pierwszych trzech miesiącach, aż 28 premier. W ciągu sześciu sezonów wystawił na scenie lwowskiej 302 utwory dramatyczne, w tym 144 polskie. W czasie pięciu sezonów operowych wystawił także 43 opery, w tym 17 premier. Tadeusz Pawlikowski był też reżyserem, a przede wszystkim uznawany jest za reformatora polskiego teatru. Wystawiał na deskach swoich teatrów zarówno repertuar romantyczny uznawany dotąd za niesceniczny, jak również nowoczesne, modernistyczne dramaty europejskich twórców, m.in. dramaty H. Ibsena.

Do niedawna jeszcze sam niewiele wiedziałem na temat Heleny Pawlikowskiej, nie znałem miejsca jej pochówku. Z uwagi na jej zasługi, choćby te przytoczone powyżej czy zaangażowanie w powstanie styczniowe, uważam, że warto ją przypomnieć. Przekonany jestem, że zaprezentowanie jej przez opisy
iportretyGrottgera, może tym bardziej zachęcić innych do pogłębiania wiedzy o hr. Helenie, o jej rodzinie, o majątkach w Radziszowie i w Medyce. Wiedzę tę można uzupełniać też na portalu www.naszradziszow.com

Miłość Artura Grottgera do Heleny

2Artur Grottger - fotografia

Artur Grottger ur. się 11 listopada 1837 r. w Ottyniowicach. Jest jednym z głównych przedstawicieli romantyzmu. Do Krakowa przyjechał w 1852 r. mając około 15 lat, by rozwijać zainteresowania artystyczne. Pewnym jest, że w roku szkolnym 1852/1853 uczęszczał do szkoły realnej (odpowiednik dzisiejszej szkoły podstawowej) i do Szkoły Sztuk Pięknych, która wówczas miała swoje lokum w domu jej dyrektora, Wojciecha Kornelego Stattlera na Wesołej (obecnie część Krakowa z dzisiejszą ul. Mikołaja Kopernika po środku). Lekcje Artur pobierał wówczas u młodego asystenta dyrektora, niejakiego Władysława Łuszczkiewicza, uznanego dziś znawcy zabytków Krakowa, konserwatora, artysty malarza, profesora Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, a nawet jej dwukrotnego dyrektora. To jemu po śmierci wykuł w kamieniu epitafium wmurowane w południową ścianę kościoła Mariackiego radziszowianin, Walenty Wisz, bardziej znany pod swoim artystycznym pseudonimem jako Wit Wisz. Grottger wzrastał w domu przepojonym patriotyzmem. Ojciec jego brał udział w powstaniu listopadowym jako oficer 5. Pułku Ułanów "Warszawskie Dzieci". Był zamiłowanym malarzem, wykształconym w wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych. To on dawał Arturowi pierwsze lekcje rysunku. Jeszcze przed przybyciem do Krakowa, w dniu 1 maja 1852 r. na łamach „Dziennika literackiego” w artykule pt. : „Wczesne talenty” wychwalano zdolności artystyczne piętnastoletniego Artura, który posługując się ołówkiem lub akwarelami tworzył doskonałe rysunki i obrazki, pokazujące wiejskie sceny, ludzi i konie. Po przybyciu pod Wawel, zamieszkał na pensji. Od razu zaprzyjaźnił się z rówieśnikami, zainteresowanymi sztukami plastycznymi. Dzięki rozległym znajomościom jego rodziców, zapraszany był do wielu domów i salonów krakowskich. W ten sposób trafił na salony Wincentego Pola, Lucjana Siemieńskiego, senatora Hoszowskiego
i Tadeusza Konopki, właściciela Mogilan. Bywał też do domu hrabiego Eugeniusza Dzieduszyckiego, który miał swój dom z rozległym ogrodem na Wesołej (prawdopodobnie w okolicy dzisiejszego szpitala dziecięcego przy ul. Strzeleckiej), w bliskim sąsiedztwie domu Wojciecha Stattlera. A oto cytat z książki „Arthur i Wanda” str. 17: „… jest jeszcze jeden adres w Krakowie o uroku dla Arthura jedynym:
hr. Eugeniuszostwa Dzieduszyckich. Dom na Wesołej w dużym ogrodzie, tuz koło szkoły. Wprowadził go tam Lucjan Siemieński. Panna Halcia Dzieduszycka, wówczas cudny podlotek, stanowić będzie długo głęboki, nabożny zachwyt oczu i serca Grottgera. Nieśmiałym jak westchnienie konturem rysuje jej delikatny profilek, grywa z nią o orzechy w „helbercwelwe”, rozmarza się skrycie, wpatruje w nią tak po malarsku, czy po swojemu, - że – gdy raz w dużym ogrodzie, on i panna Halcia – wdrapawszy się we dwoje na czereśnię, siedzieli naprzeciw siebie w słońcu, obrywając i jedząc jagody, - dziewczynkę nagle tak przeraził wyraz wpatrzonych w nią, poprzez gałęzie i liście ogromnych czarnych oczu chłopca, - że choć się nie poruszył ani odezwał, puściła fartuszek z czereśniami, zeskoczyła w trawę i bez tchu, pędem, uciekać poczęła ku domowi …”
. A tak wspominała to wydarzenie po latach będąc już w podeszłym wieku hr. Pawlikowska (tamże, strona 18): „ …nie wiem zupełnie, czemu się go tak zlękłam – mówiła po latach 60 – ciu, ale mi było wszystko jedno co pomyśli, tak byłam przerażona …”.

3Artur Grottger - profil Halci Dzieduszyckiej w czepku, 1854 r. (wyk. ołówkiem)

W dniu 13 grudnia 1854 r. w swoim Dzienniku tak zapisał Artur Grottger: „ … przyszedł Julko Dzieduszycki także i prosił mnie na wszystko żebym był tak dobry i przyniósł dziś o w ½ do 2-giej do pani Turkułowej mój obrazek, boby go chciał widzieć. Ja też przyobiecałem.
Po godzinnych może odwiedzinach powróciłem do domu, do poobiedzia zajęty byłem rozmaitemi poprawkami przy obrazku a zaraz po obiedzie
o 3-ciej poszedłem do pani Turkuł. Ogromnie się pani podobał. Ale pięknej pannie Helenie także. Niezmiernie jej się podobało, mogę to sobie powiedzieć, może za parę lat wyśmieję się z tego, ale to nic nie szkodzi, bo to mnie jeszcze do dalszej pracy zachęca, a panna mnie także broniła nawet kiedy w jednym miejscu matka błąd widziała. Wróciłem stamtąd do domu. Jutro o 12-tej mam przyjść i robić portret pięknej panny Heleny – O Boże, aby był podobny!”
. A oto co napisał w Dzienniku o portreciku młodej Heleny pod datą 18 grudnia 1854 r.: „… dzisiaj (…) wymazałem, także całą głowę panny Heleny, bo nie była podobna i poprawiłem i teraz b. zrobiła się podobna. O Boże, jakże ja szczęśliwy, żem ją podobną zrobił …”.

W dniu 22 grudnia tego samego roku zanotował: „… ja teraz się zebrałem i o 6-tej pojechałem fiakrem do państwa Dzieduszyckich. Ci bardzo mnie mile przyjęli i siedziałem tam do ¼ na 11-tą. Był tam pan Szarin i pan Zbyszewski. Och, widziałem moją Halcię, och, jaka ona piękna! – Śliczna! – Anioł! – Wróciwszy
o pół do 11-tej do domu do 12-tej napisałem mój dziennik a potem po modlitwie położyłem się i usnąłem.”

4Artur Grottger - profilek Halci Dzieduszyckiej. 1854 r. (wyk. ołówkiem)

Oto zapis z Dziennika sporządzony w wigilię Bożego Narodzenia, w dniu 24 grudnia 1854 r.: „…teraz poszliśmy wszyscy do kościoła ale że się msza jeszcze nie zaczęła więc poszliśmy do cukierni wszyscy. Zrobiłem im sutą fundę. Dopiero wróciwszy do kościoła
i wysłuchawszy mszy nabożnie poszedłem do domu. O jakżeż świętą była H … [chodzi o Helenę Dzieduszycką] w kościele – O Boże! Nie mam słów! Zwaryuję. Zawiązało się we mnie do niej to szlachetne przywiązanie, ale może niktby go ze mnie nie wyczytał. Wróciwszy do domu przebrałem się i sankami o 2-giej do państwa Dzieduszyckich pojechałem, bo prosili mnie wczoraj na całe pół dnia. Siedziałem też tam. O Halko! -. Zabawy nasze ukończyły się na Halberzwelwe
w orzechy. Po herbacie o 10-tej wróciłem do domu – przepełniony marzeniami. Zasnąłem o 12-tej po modlitwie”.

I ostatni zapis z Dziennika z dnia 27 grudnia tego samego roku:
„… teraz poszedłem za widna do Dzieduszyckich. – Niedługo byłem, pożegnałem się czule ze wszystkimi i stamtąd prosto poszedłem do Siemieńskich …”.

Pożegnanie to było pewnie pożegnaniem dość znaczącym. Przerwało przecież ten młodzieńczy romans. Już w dniu 29 grudnia 1954 r. Artur był w Wiedniu i pobyt ten był bardzo długi. Studia które podjął tam w 1855 r. zakończył dopiero w 1858 r. Poza tym mieszkał w Wiedniu do 1865 r. Po tarapatach w Wiedniu, skąd musiał uciekać, przybył do Galicji. Być może wtedy odwiedzał Helenę, już małżonkę Mieczysława Pawlikowskiego w Medyce. Niewątpliwie korespondowali ze sobą. Darzył ją szacunkiem za wkład
i zaangażowanie w powstanie styczniowe, w którym on nie brał udziału przebywając wówczas
w Wiedniu. Tam jednak, jak przystało na romantyka, „walczył” sobie dostępną bronią – kredką i pędzlem. W 1863 r. namalował znaną „Polonię”. „Lithuania” powstawała w Wiedniu w okresie od 1864 r. Tam też przygotował szkice do „Warszawy”. Ponoć w niektórych z nich miał uwieczniać Helenę. Przyglądając się wielu postaciom kobiecym na jego kartonach, można dopatrzeć się delikatnych rysów naszej hrabiny
z Radziszowa i z Medyki.

5Artur Grottger - portret Wandy Monne' (w różach)

Dopiero w 1866 r. Artur Grottger we Lwowie poznał kolejną, namiętną i dozgonną miłość - Wandę Monne’. Ich znajomość trwała tylko około dwóch lat, bo malarz zmarł przedwcześnie na gruźlicę 13 grudnia 1867 r. podczas pobytu
w kurorcie we francuskich Pirenejach. Pojechał tam, by ratować swoje zdrowie.

Wanda Monne’ sprowadziła do Lwowa doczesne szczątki wyjątkowego artysty w dniu 4 lipca 1868 r. i pochowała je na Cmentarzu Łyczakowskim w miejscu, które kiedyś podczas wspólnego spaceru Artur Grottger sam sobie wybrał.

 

 

 Artur Grottger - fragment „Lithuanii” („Duch”)
- być może podobizna Heleny Dzieduszyckiej

6
Powyższy tekst opracowano na podstawie książki „Arthur i Wanda. Dzieje miłości Arthura Grottgera i Wandy Monne’. Listy – pamiętniki ilustrowane licznemi, przeważnie nieznanemi dziełami artysty”. Autorzy: Maryla Wolska i Michał Pawlikowski. Tom I. Wydanie Medyka – Lwów, nakładem „Biblioteki medyckiej”. Skład główny w księgarni S.A. Książnica – Atlas we Lwowie. Rok 1928.

                                                                                                                      opracowanie: Janusz Bierówka

 

Stowarzyszenie

ul. Szkolna 4
32-052, Radziszów

Nasz rachunek:
Krakowski Bank Spółdzielczy
Oddział Skawina

10 8591 0007 0310
0561 8792 0001

Logowanie