Dzisiaj jest: Czwartek, 18 kwietnia 2024
Imieniny obchodzą: Apoloniusz, Bogusław, Bogusława, Flawiusz, Gościsław
Vinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo Slider
Opublikowano: czwartek, 09, maja 2013 08:04
 
Rok 1846 w Galicji i Radziszowie
 
Warunki ekonomiczne i polityczne przed powstaniem
Manifest Rządu Narodowego ogłoszony nocą 22 na 23 lutego 1864 r. w Krakowie rozpoczął, przynajmniej formalnie, wybuch najtragiczniejszego w naszych dziejach Powstania Krakowskiego. Celem powstania, które miało objąć ziemię wszystkich trzech zaborów, było odzyskanie niepodległości. Organizatorzy zdawali sobie sprawę, że udział w akcjach zbrojnych tylko jednego i to nie najliczniejszego stanu - szlachty nie przyniesie żadnego skutku. Dlatego też organizatorzy powstania prowadzili, szczególnie w Galicji, ożywioną akcje agitacyjną wśród włościan, mającą na celu zjednanie ich dla powstania. W tym celu w dniu wybuchu powstania przewidywano zniesienie poddaństwa i uwłaszczenie włościan bez odszkodowania i oglądania się na dobrą wolę dziedziców. Ostatecznie powstanie objęło, z różnych zresztą powodów, praktycznie tylko Galicję. Zostało zdławione w ciągu paru dni. Do historii przeszło jako krwawe widmo ";rabacji".
W najlepiej przygotowanym do powstania obwodzie tarnowskim na skutek dekonspiracji, powstanie wybuchło przedwcześnie, już z 18 na 19 lutego, nie osiągając nigdzie znaczniejszych sukcesów. Poważniejsze starcie powstańców z wojskami austriackimi pod Gdowem miało miejsce 26 lutego 1846 r. i zakończyło się totalnym pogromem powstańców i wymordowaniem ich przez towarzyszące wojsku gromady chłopskie. W tym czasie powszechne stały się rabunki dworów i towarzyszące im morderstwa, które nie były w żaden sposób związane z powstaniem. Najbardziej krwawy przebieg miały w obwodzie Tarnowskim, a najłagodniejszy w Wadowickim (do którego należał Radziszów). I tak jeśli w obwodzie tarnowskim zrabowano 135 dworów i zamordowano 510 osób, to w wadowickim w ogóle nie było ofiar śmiertelnych, a zrabowano tu 32 dwory (w tym również najbliższe Radziszowowi: Mogilany, Libertów i Krzywaczkę).
Obszerna literatura dotycząca tego smutnego w naszych dziejach epizodu jest zgodna w ocenie przebiegu powstania. Podobnie ocenili to również współcześni. Wystarczy wspomnieć twórcę wstrząsającego hymnu "Z dymem pożarów" - Kornela Ujejskiego:
"Ale o Panie oni nie winni,
choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
inni szatani byli tam czynni
o rękę karaj nie miecz."
Przyczyny niepowodzenia powstania 1846
Na tragiczny przebieg powstania złożyło się kilka przyczyn. Najważniejszą z nich było niewątpliwie gospodarcze i kulturalne zacofanie Galicji, która należała do najbardziej ubogich rejonów Europy. Utrzymywał się tu w dalszym ciągu system pańszczyźniany sprzyjający wzajemnej nieufności między szlachtom - właścicielami wsi i włościanami nadmiernie obciążonym pańszczyzną i całkowicie zależnym od dworu zarówno pod względem ekonomicznym, jak też i sądowniczym.
Warto wspomnieć, że np. w zaborze pruskim pańszczyzna została zniesiona już w latach 1811 - 1823, a w zaborze austriackim dopiero w latach 1848 - 1858, co wymuszone zostało powstaniem 1846 oraz o dwa lata późniejszą "Wiosną Ludów" -1848 roku. Z zacofaniem ekonomicznym wiązało się ściśle zacofanie kulturalne. Na ten temat mamy ciekawą relację (z 1838 r.) podróżnika, prawnika i pisarza warszawskiego Ludwika Pietrusińskiego:
 
"Na 360 000 mieszkańców wadowickie nie ma swoich szkół łacińskich (to znaczy średnich), ani księgarni, ani teatru, po wyższe sądownictwo cywilne musi udawać się do Tarnowa, po karne do Wiśnicza. Sprawiedliwość cywilną wymierza przeciw szlachcie, duchowieństwu i innym uprzywilejowanym osobom, CK. Sąd Szlachecki w Tarnowie, przeciw mieszczanom magistraty miast, których w wadowickim jest 10, przeciw nieuprzywilejowanym mieszkańcom wsi justycyariusze, płatni przez właścicieli dóbr. Sprawy o ciężkie przewinienia policyjne należą do mandatariuszy i Urzędu Cyrkularnego. Dochodzeniem i karaniem zbrodni trudni się Sąd kryminalny w Wiśniczu. Wyższą instancją cywilną i kryminalną jest CK. Sąd apelacyjny we Lwowie. Nie ma żadnych fabryk, a rękodzielnie ograniczają się na warsztatach tkackich, a handel jest tak mały, że nawet Żydzi pouciekali. Pozostało więc gospodarstwo wiejskie".
 
Nie bez znaczenia było też przeludnienie tego obszaru. Uwzględniając fakt, że znaczna część obszaru wadowickiego pokryta była lasami, zaś wydarte lasom pola uprawne w górzystych rejonach nie należały do urodzajnych, gęstość zaludnienia 104 ludzi na km2, przy ówczesnej technice rolnej nie pozwalała na przyzwoite warunki egzystencji. W przeliczeniu w stosunku do pól uprawnych wraz z łąkami wynosiło to zaledwie 0,5 ha na osobę, zaś po odliczeniu pól uprawnych dworskich stanowiących około 15 procent areał ten spada do 0.4 ha na osobę. Pod względem oświaty sytuacja też była rozpaczliwa. W Wadowicach, stolicy obszaru istniała tylko czteroklasowa szkoła dla chłopców i bliżej nie określona szkoła dla dziewcząt. Jeśli dodamy do tego klęski nieurodzaju występujące tu od 1844 roku nie może dziwić występujące tu niezadowolenie ludności wiejskiej.
Niezadowolenie to w mistrzowski, choć nieuczciwy sposób wykorzystała administracja austriacka w walce przeciw przygotowywanemu powstaniu. Poprzez specjalnie zwolnionych w tym celu z wojska "urlopników" oraz przedstawicieli administracji rządowej przekonywano ludność, że panowie przygotowują powstanie aby uniemożliwić "Miłościwie panującemu cesarzowi zniesienie pańszczyzny, a nawet żeby wyrżnąć znaczną część ludzkości wiejskiej".
Agitacja ta nasiliła się do tego stopnia, że zapewniano włościan, iż cesarz w trosce o nich pozwala wymordować sympatyzującą z powstaniem szlachtę i zrabować bezkarnie ich dwory. W chwili wybuchu powstania starostowie w Tarnowie i Bochni wynagrodzili "wiernych cesarzowi" chłopów pieniędzmi. Dowodzi tego między innymi raport austriackiego pułkownika Ludwika von Benedeka, pogromcy powstańców w bitwie pod Gdowem, który pisze:
Przez bardzo czynnego i zdecydowanego starostę Bernda w Bochni wydane zostały do gmin w kierunku Wieliczki położonych odezwy, w których z zapewnieniem, iż otrzymają przywódców wojskowych, wezwane zostały do pochodu na Wieliczkę i do wypędzenia powstańców. Każdemu właścicielowi biorącemu udział w wyprawie przyznano cetnar (50 kg) soli, a za każdego żywego i zdrowo odstawionego powstańca po 5 złotych reńskich. Niektóre w pobliżu Bochni położone gminy wezwano do strzeżenia miasta".
Jeśli weźmie się pod uwagę zubożenie ludności, wysoką wartość ówczesnego pieniądza i wysoką cena soli to okaże się, że wynagrodzenie było znaczne.
Rok 1846 w Radziszowie
Wybuch powstania 1846 nie wywołał w Radziszowie większego wrażenia. Z rewolucją nie był związany ówczesny właściciel Radziszowa Eugeniusz Dzieduszycki, który w tym czasie wraz z rodziną przebywał w Wiedniu. Brak również informacji o jakiejkolwiek agitacji prowadzonej wśród ludności przez austriackich "urlopników" jak też przez zwolenników powstania. Należy dodać, że stosunki między dworem a wsią układały się poprawniej niż w innych wsiach. Wciąż żywa była pamięć o poprzedniej właścicielce Ludwice z Dzieduszyckich Szeptyckiej, która:
"majątek ów pustynię zniszczoną co do budowli, domu nawet mieszkalnego nie mającą, na włość porządną, wygodną i nawet kształtną w krótkim przeciągu czasu zmieniła..., A gdy r. 1826 pożar pałacu z wszelkimi budowlami i domy włościańskie zniszczył, z powiększoną usilnością i nakładem ozdobniej, nawet trwałej i bezpieczniej naprawić wznieść i podźwignąć starała się, a więcej dotknięta nieszczęściem włościan jak własnymi stratami, tych losem się naprzód, zapomniawszy o własnym, zajęła" ("Kronika domowa Dzieduszyckich").
Mimo tego powstanie miało również swój oddźwięk w Radziszowie. Informuje nas o tym dość szczegółowo "Kronika parafialna". Warto zwrócić uwagę, że wypadki związane z "rabacją" wystąpiły w Radziszowie dopiero w dniach 27 i 28 lutego, a więc już po upadku powstania (bitwa pod Gdowem 26.02.1846) i wywołane zostały nie przez miejscową ludność lecz przez łakomych na zdobycz chłopów z Woli Radziszowskiej. A oto ich przebieg umieszczony w "Kronice parafialnej".
"Tu w Radziszowie na dzień 27 lutego, w piątek, około godziny 10 z rana przez chłopów Woli Radziszowskiej pochwytani offycyaliści dworscy iako Ekonom Jakub Kowalski, Gorzelniany Majster Jan Pawlikow, pisarz prowentowy Józef Antecki i przy bracie u Jakuba Ekonoma bawiący Józef Kowalski, wszyscy naprzód pobici, skatowani, powiązani jako miasta obwodowego odstawieni".
"Wierni poddani cesarza" z Woli Radziszowskiej odstawiając "czterech powstańców"; na pewno liczyło na sowitą nagrodę jaką wyznaczyli starostowie sąsiednich obwodów bocheńskiego i wadowickiego. Zawiedli się jednak sromotnie. Przytoczymy tu ciekawą informację zawartą w "Ziemia Wadowicka" A. Siemionowa:
"Mianowicie, gdy chłopi furmankami z wschodnich rejonów cyrkułu zwozić zaczęli pobitych i związanych szlachciców, żądając za nich wynagrodzenia w gotówce, tak jak to miało np. miejsce w cyrkule tarnowskim, Stankiewicz (burmistrz Wadowic), zapewne upoważniony przez Losertha (austriackiego starostę), nie tylko nic nie wypłacił, ale uwolnił więźniów, chłopów zbił laską i zabronił im pojawiać się z takim żądaniem w Wadowicach. Po wsiach całego cyrkułu rozeszła się wieść, że w Wadowicach za dostarczonych "ciarachów", nie tylko nie wypłacają żadnej nagrody, ale przeciwnie biją laską".
Uwięzienie oficjalistów, zachęciło chłopów z Woli Radziszowskiej i niektórych mieszkańców Radziszowa do rabowania i niszczenia majątku dworskiego. Dokonać się to miało pod pretekstem poszukiwania znajdującej się rzekomo w piwnicach dworu broni. Zamierzeniu temu przeszkodziła stanowcza postawa proboszcza Jana Gutha zawiadującego parafią od 1841 r., który "różnymi moralnymi przesłankami" skłonił chętnych łatwego zarobku do rozejścia się. Tu oddajmy głos kronice:
"Pod nieobecność ich tj. oficjalistów pod pretekstem poszukiwania broni znajdującej się w piwnicach zamyślano od zgrai jednej i drugiej gromady rabować i niszczyć własność i dobro Hrabiego Pana E. Dzieduszyckiego na ówczas mieszkającego w Wiedniu z całą familią, lecz temu odpór uczyniłem wraz z Gromadą Radziszów różnymi moralnymi przedstawieniami".
Nieudana próba obłowienia się majątkiem dworskim w dniu 27 lutego nie zniechęciła jednak Wolan do ponownego najścia, już we wzmocnionym składzie, w następnym dniu 28 lutego na radziszowski dwór. Lecz tym razem już postawa Radziszowian była jednoznaczna, czemu również daje świadectwo kronika:
"nazajutrz tj. w sobotę przyszło było do potyczki z Gromadą Wolską tak dalece, że na gwałt kazałem uderzyć w Dzwon wielki i przy nas Radziszowian zwycięstwo, iż żadnego rabunku wRadziszowie nie było".
W ten też dzień powrócili z Wadowic uwolnieni oficjaliści dworscy i objęli z powrotem swoje obowiązki. Lojalność Radziszowian została wkrótce wynagrodzona. Posłuchajmy kroniki:
"W dowód przychylności JWP Hrabia Eugeniusz Dzieduszycki rozkazał wszystko zboże w spichlerzu znajdujące się porozdawać pomiędzy ubogich i nie należących do Rabunku Radziszowian i to na moje ręce (proboszcza Jana Gutha). Officyaliści jako niewinni wszyscy z Wadowic wypuszczeni powrócili do swoich spraw w drugi zaraz dzień, później po otrzymaniu dyspozycji Hrabiego przystąpili do pszenicy około 80 korcy znajdujących się w spichlerzu pomiędzy ubogich Radziszowian, bo innego zboża nie było tylko na wysiew wiosenny i potrzeby domowej i ordynacji - z tej pszenicy za poradą obopólną z Radziszowianami czwartą część ofiarowano na potrzeby kościoła, a że jeszcze Dzwonu trzeciego nie było więc obrócono na sprawienie Dzwonu dwucetnarowego"
Tak więc burza dziejowa 1846 roku przeszła nad Radziszowem bez ofiar - niemal sielankowo.
Lata po 1846 r.
Po stłumieniu powstania wszystko wróciło do normy. Nikt nie zamierzał spełnić obiecanek hojnie rozdawanych w imieniu cesarza. Wojsko z powrotem zapędzało zbuntowanych z niektórych wsi do prac pańszczyźnianych (szczególnie w obwodzie tarnowskim). Dopiero w wyniku ogólnoeuropejskiej "Wiosny Ludów", w latach 1848 - 1858 przystąpiono do stopniowej likwidacji pańszczyzny. Wbrew nadziejom nie poprawił się los chłopów, zaś liczne klęski nieurodzaju jakie nawiedziły kraj w latach 1845 - 1848 doprowadziły ludność do katastrofy. Przytoczmy tu relację Teodora Tripplina podróżującego w tych latach przez obwód wadowicki z Podgórza i Mogilan do Izdebnika:
"Zwracam się na prawo ku Mogilanom, w pięknym niegdyś dworze pustki, na stacji pocztowej konia nie spotkasz w karczmie znajdziesz tylko wódkę i siano. Galicja nawiedzona od lat kilku srogimi klęskami, przedstawiała w wielu miejscach obraz wycieńczenia. Tu i ówdzie wieśniak wygłodzony do tego stopnia, że w niektórych miejscach istotnie do ludożerstwa się uciekał, aby z głodu nie umrzeć. Kota na wagą złota nie znalazłbyś, wszystkie były wyjedzone, a żadnego nigdzie zapasu, powiedziałbyś, że szarańcza całego wschodu popasała tu przez lat kilka. W wioskach największa część chałup spalona, zwalona a przynajmniej opuszczona, a wieśniacy poszli do miasta żebrać lub ginąć z głodu na drogach".
W wyniku głodu, epidemii cholery, oraz emigracji ludności, w ciągu 10 lat, pomiędzy 1847 a 1857, ludność obwodu wadowickiego zmniejszyła się z 350 000 do 270 000, czyli blisko o jedną czwartą co jest najdobitniejszym świadectwem katastrofalnej sytuacji w tym rejonie. Pierwsza połowa XIX w. to seria epidemii cholery. Po raz pierwszy wystąpiła w 1831 roku, 76kiedy to jak podaje Kronika Kościoła Radziszowskiego:
"W sierpniu na naszym cmentarzu pochowano na jego skraju, po kilku w jednym grobie, 45 osób zmarłych na cholerę".
Nawrót epidemii wystąpił w latach: 1832, 1838, 1847, 1848, 1845, 1853 i 1855. W 1849 na cholerę zapadli nawet właściciele Radziszowa Dzieduszyccy, lecz dzięki staraniom lekarzy zostali uratowani. Również w tym samym roku Radziszów spustoszyła wielka powódź, o czym mówi kronika:
"l849 dnia 28 sierpnia niesłychana była powódź w Radziszowie iż ogród plebański do drogi zalanem były. Wszystkim gospodarzom mieszkającym około rzeki niesłychane szkody poczyniła czy to w pomieszczeniach czy stodołach w których zboże wiecey iak do połowy zalane i zamulone. Biedni ludzie tylko przez płukanie go ustawiali wokół stajen w wielu miejscach zagrzane porosły, iż mało co zużytkować mogli".
Do kompletu nieszczęść jakie w 1849 r. spadły na Radziszów dodać należy przemarsze wojsk rosyjskich powracających z Węgier. Pisze o tym również kronika:
"w tey samey jesieni w październiku wojsko rosyjskie powracając z Węgier przechodziło przez Radziszów i na plebani cztery razy stali sztabowi oficerowie, gdzie ludziom dosyć szkody narobiono od żołnierzy prostych, zaś offiyrowie byli grzeczni".
Ponieważ epidemie cholery były w latach 1831 -1855 najczęstszymi klęskami spadającymi na Galicję, pozwalam sobie tu zacytować opis tej epidemii sporządzony przez mieszkańca okolic Radziszowa, L. De Laveaux. Dokument ten dotyczy właśnie Radziszowa i jego okolic w czasie pierwszej epidemii w r. 1831. Okoliczności związane z następnymi epidemiami były prawdopodobnie zbliżone. A oto ten tekst:
"Tegoż samego 1831 roku, na wiosnę, przyszła do nas epidemiczna czy mijazmatyczna, jak sobie kto chce, dosyć, że nastraszniejsza ze znanych nam dotąd chorób, cholera morbus, zmiatająca w 24 godzinach całe rodziny, a w kilku tygodniach całe miasta lub wsie. W Krakowie szerzyła się najbardziej między starozakonnymi. Z tej przyczyny założono na Podgórzu kordon i kwarantannę, gdzie nikogo z Krakowa, ani towarów, ani żywności nie przepuszczano; osoby zaś chcące się koniecznie widzieć, zbliżały się tylko na łódkach i z daleka ze sobą rozmawiały. Podobne kordony od Śląska i Węgier pozaciągano, tak iżby cudza choroba nie przechodziła, bo każda prowincja miała już własną....,
Przy leczeniu każdy z lekarzy praktykował swój system - jedni parzyli chorych wodą gorącą, inni okładali lodem, tamci pijawki stawili; ale zawsze się pokazywało, że natura brevis ars longa (natura krótka - sztuka długa), bo chorzy przed skończeniem kuracji umierali. Zresztą bojaźń posługaczy w zbliżaniu się do chorych, czyniła te środki, dość nietrafnie zastosowane, tym mniej skutecznymi. Dlatego dowcipnie powiedzieli Wiedeńczycy, że cholera musi nasz kraj opuścić, bo jest u nas bardzo źle traktowana. Smutne a raczej przerażające widowiska po wsiach: od kościoła do kościoła, od figury do figury, sznurem ciągnęły się procesje, śpiewając modły do Boga o odwrócenie tej ciężkiej plagi; inni z płaczem odprowadzali zmarłych na wyznaczone w polach cmentarze (w Radziszowie na nowy cmentarz); nieustanne dzwonienie w trzech pobliskich kościołach (Radziszów, Wola Radziszowska, Mogilany), oznajmiały coraz częstszą śmiertelność. Niemniej posępny był widok wznoszonych się tu i ówdzie dymów z palących się nawozów, które dla czyszczenia powietrza po dziedzińcach pozakładano".
Tym akcentem kończymy przypomnienie tego najsmutniejszego w dziejach Radziszowa okresu.
 
Tadeusz Dybeł, "Głos Radziszowa" nr 9, IV 1999, s. 3-6.

 

Stowarzyszenie

ul. Szkolna 4
32-052, Radziszów

Nasz rachunek:
Krakowski Bank Spółdzielczy
Oddział Skawina

10 8591 0007 0310
0561 8792 0001

Logowanie