Przedruk artykułu Tadeusza Dybła z gazety „Głos Radziszowa” z nr 7 (wrzesień-październik 1998 r.) i nr 8 (styczeń 1999 r.)
Od niepamiętnych czasów miejsca pochówków otaczane były czcią potomnych. Obserwujemy to we wszystkich cywilizacjach i to niezależnie od stopnia zaawansowania cywilizacyjnego czy wyznawanej religii. Podobnie było na naszym terenie. Nie ulega wątpliwości, że Radziszów już w XI wieku licząca się co do wielkości wieś - musiał istnieć nawet znacznie wcześniej (wg. F. Piekosińskiego już w VI w.) – a więc w czasach przedchrześcijańskich, musiał mieć gdzieś swoje cmentarzysko.
Musiało gdzieś istnieć miejsce pochówków jego mieszkańców. Wg Brücknera były to „żale lub żalniki, nie od żalu któremu się poganin nie oddawał – lecz od żalu – żary”. Były to miejsca zwykle odległe od osady, trudno dostępne, gdzie po spaleniu zwłok grzebano urny z prochami. Niestety, dotychczas nie napotkano w rejonie Radziszowa na takie przedhistoryczne cmentarzysko. Nawet w przybliżeniu nie potrafimy określić jego położenia. Być może zagadkowa nazwa potoku Mogiłka, stanowi ślad z dawnej tradycji.
Przyjęcie chrześcijaństwa stanowi nowy etap w dziejach cmentarzy polskich. Zmieniły się obrzędy i zwyczaje pogrzebowe. Zmieniło się też położenie cmentarzy względem osad ludzkich. Chrześcijański cmentarz to już nie położone z dala od osad ludzkich uroczysko – żalnik, lecz miejsce w samym centrum osady, wokół kościoła. Ale sytuacja taka mogła zaistnieć dopiero po pewnym czasie, po ustabilizowaniu się sieci parafialnej, co wymagało dziesiątków lat. W naszym przypadku najbliższy kościół parafialny, do schyłku XIII wieku znajdował się w Tyńcu. A i tam jego personalna obsada nie przedstawiała się bogato. Współczesny nam Benedyktyn tyniecki Ojciec P. Szczaniecki pisze: „Benedyktyni na Tyńcu zbudowali kościół opacki, natomiast inkorportowany kościół św. Andrzeja służył pokornemu przeznaczeniu. Tam odbywała się liturgia pontyfikalna benedyktynów, a tu wikary odprawiał mszę dla ludu”. Zresztą i wiernych nie było zbyt wielu. Ten sam autor pisze: „Ilu ludzi mieszkało w Tyńcu, stu? – w pobliżu stu? – dalej aż do Węgier – stu?”. Warto tu przypomnieć, że na południe od Radziszowa to były tereny prawie bezludne. Ale i teren między Radziszowem a Tyńcem nie był łatwy do przebycia, zwłaszcza w porach deszczowych. Być może ówczesna Skawinka, na pewno bogatsza w wodę niż obecnie, ułatwiała komunikację. Należy jednak wątpić czy przed powstaniem parafii radziszowskiej wszyscy zmarli chowani byli w Tyńcu. Dawne przywiązanie do starych obrzędów i miejsc pochówków oraz trudności komunikacyjne skłaniały do pochówków na miejscu. Tak było zresztą w całej Polsce i to jeszcze wiele dziesiątek a nawet setek lat po przyjęciu chrześcijaństwa. Wystarczy wspomnieć np. że jeszcze w roku 1726 biskup łucki Rupniewski, nakazuje ogłosić ludowi, że „gdy kto w polu lub gaju pochowa zmarłego, ma być biskupowi doniesiony za co przezeń zostanie wyklęty”, zaś synod wileński z roku 1744 „za pochowanie ciała w polu lub w lesie wzbrania winnemu wstępu do kościoła przez 3 miesiące”. Oczywiście w Małopolsce, gdzie chrześcijaństwo już w X wieku zapuściło swe korzenie, a więc blisko pół tysiąca lat wcześniej niż na Litwie, zaś sieć parafii już na przełomie XIII i XIV wieku była stosunkowo gęsta, sytuacja również w zakresie cmentarzy została wcześniej unormowana.
W przypadku Radziszowa samodzielna parafia powstała z końcem XIII wieku lub najpóźniej w pierwszych latach XIV wieku. Nastąpiło to z chwilą organizacji wsi na prawie niemieckim. Kościół nowej parafii powstał w samym centrum wsi na miejscu obecnego, a wokół niego cmentarz mieszczący się zapewne w obrębie obecnego okalającego plac przykościelny. Miejsce pochówku zmarłych przyjęło teraz nazwę łacińską „coemeterium” (miejsce snu, spoczynku), spolszczoną następnie na „cmyntarz”, a później w obecnym brzmieniu „cmentarz”. W słownictwie ludowym spotyka się jeszcze do dziś wyrażenie „smętarz” nawiązujące do smutku związanego z tym miejscem, lecz dość odległego od pierwotnego łacińskiego znaczenia. Zarówno położenie cmentarza (wokół kościoła) jak też sposób jego urządzenia, określają już synody prowincjonalne polskie z lat 1233 i 1248 (a więc jeszcze przed powstaniem parafii i cmentarza radziszowskiego) stanowiąc, że cmentarze ogrodzone przez biskupów urządzone i poświęcone, maja prawa schronienia (imminitatis), stąd gwałciciele ich podlegają klątwie i jako wyklęci ogłaszani być powinni”. Tak więc cmentarze, podobnie jak kościół miały prawo azylu i schronienia się na nim, nawet dla przestępcy stanowiły gwarancję bezpieczeństwa, na czas przebywania. Wydano również przepisy szczegółowe dotyczące urządzenia cmentarza. A więc „Duchowieństwo starało się usilnie o ochronę świętości cmentarza”, więc modlono się za spokój dusz zmarłych, więc ogradzano go murem, płotem lub okopem (rowem), aby zwierzęta nań się nie dostawały , zabraniano tam suszenia bielizny, koszenia trawy, pasienia bydła. Stawiano opodal kamienne słupy, tzw. latarnie zmarłych, w których palono światło”. Prawie wszystkie te zalecenia z wyjątkiem prawa azylu są dotąd aktualne. W przypadku naszego kościoła (a także innych nawet miejskich cmentarzy przykościelnych o średniowiecznej tradycji) zwraca uwagę ich stosunkowo mała powierzchnia. Była ona zapewne wystarczająca w pierwszych latach po ich założeniu (przełom XIII i XIV wieku), kiedy liczba mieszkańców nie przekraczała 300 osób, lecz stanowiła poważny problem w miarę rozwoju osady, gdy liczba mieszkańców np. w XIX wieku dochodziła do około 1500 osób. Zwrócić przy tym należy uwagę na znacznie krótszą żywotność mieszkańców w zamierzchłych czasach niż obecnie. Wystarczy dla porównania wziąć analizę dla parafii Wadowice, gdzie średnia wieku zmarłych mieszkańców w roku 1825 wynosiła 23,1 lat, w 1875 – 25,9 lat zaś w roku 1975 – 59,9 lat a w średniowieczu była zapewne niższa od 20 lat. Mała powierzchnia cmentarzy pomniejszona jeszcze o drogi dojścia do kościoła i niezbędne drogi dla odprawiania procesji zmuszała do częstszego przekopywania grobów z czym wiązało się wydobywanie kości zmarłych, które jednak zgodnie z zasadą religii należało uszanować. Stąd też na każdym cmentarzu istniała kostnica. Uchwały synodów (warmińskiego z roku 1610, gnieźnieńskiego z roku 1643), zobowiązały do wzniesienia na każdym cmentarzu szczelnie okratowanego pomieszczenia, w którym składowano kości zmarłych. Po nagromadzeniu większej ilości złożonych kości dokonywano uroczystego ich pochówku. O jednym z nich mówi Kronika kościelna: „Tegoż roku (1767) Die 26 Octobris (dnia 26.10) pogrzebaliśmy kości wiernie umarłych pod pierwszym oknem do kruchty kościelnej blisko fundamentu muru ku wschodowi ciągnącego się od strony południowej”. Jak odbywał się taki pogrzeb kronika milczy. Ale w przybliżeniu był chyba zbliżony do innych tego typu pogrzebów odbywających się w tym okresie. Przytoczmy tu opis takiego pogrzebu przy kościółku św. Małgorzaty na Zwierzyńcu w Krakowie, który odbył się w roku 1726 i dotyczył uroczystego pochówku kości zmarłych w latach 1652 – 1707 na cholerę. Podobny pogrzeb odbył się jeszcze tam w roku 1777, a więc w czasie zbliżonym do pogrzebu radziszowskiego. A oto jego przebieg: „w listopadzie wykopane ze wspólnej mogiły kości uroczyście obmyto, osuszono, po czym przeniesiono do kościoła Najświętszego Salwatora. Tu złożono je w piramidy … Trzy dni trwała pompa funebris (uroczystości pogrzebowe). Wziął w niej udział okoliczny lud i kler krakowski. Na trzeci dzień po egzekwiach ludzie rozebrali piramidy. Każdy wziął po piszczeli lub czaszce i pod przewodnictwem ks. M. Łukowskiego wyszli na cmentarz. Tutaj przy wtórze Salve Regina wrzucono przyniesione kości do grobu, który po pokropieniu zasypano”. Radziszowski pogrzeb był z pewnością skromniejszy, lecz w swej scenerii niewiele odbiegał od opisanego. Sprawa cmentarza zajmuje stosunkowo dużo miejsca w kronice kościelnej. I tak w roku 1704 „Dzwonnica także y kostnica znacznej reperacjey potrzebuie” w roku 1790 „Nie mogąc tego cierpieć aby z cmentarza było pastwisko wszelkiej gadziny sprawiłem to u kochanych parafianów, że się powróciło uszanowanie powinne temu miejscu przez de fundamentis wystawienie fortki i kraty przed nią. Na te dwie budowle tylko podałem ekspensy złotych polskich 114 więcej daleko expansując (wydając) . Ta pomoc parafianom nigdy im za powinność nie ma bydz poczytana bo sobie zaraz to przed zaczęciem tej roboty zaraz obwarowali ale tylko za grzeczność ich”. Ten dość długi pisany XVIII wieczną, dziś dość trudno zrozumiałą polszczyzną, zapisek kronikarski świadczy, że spoczywali tam ich ojcowie i dziadowie. Ostatnią kostnicą cmentarza przykościelnego był istniejący do dziś niewielki budynek w północnej części cmentarza przykościelnego, niegdyś przyległy do przebiegającej tędy młynówki. Stąd na zewnątrz budynku figura św. Jana Nepomucena ustawiana z reguły nad brzegiem wód. Sam budynek połączony z bramą powstał prawdopodobnie w połowie ubiegłego wieku, po pożarze kościoła. Cmentarz przykościelny wykorzystywany był intensywnie do połowy XIX wieku, zaś sporadycznie do końca tegoż wieku, mimo, że nowy cmentarz powstał już w 1809 r. świadczą o tym do dziś istniejące nagrobki Szymona Kościelnego z roku 1888 oraz Ottoliny Bujalskiej z 1879 r.
Powstanie nowego, dzisiejszego cmentarza nie było wynikiem starań miejscowego społeczeństwa, mimo że stary cmentarz już od dziesiątków lat był przepełniony i kwalifikował się do zamknięcia. Zostało ono wymuszone zarządzeniami władz austriackich, nakazującymi usuniecie cmentarzy z obszarów zabudowanych. Były to: dekret cesarski Józefa II z dnia 23.08.1784 r. oraz dekret Cesarsko-Królewskiej Pełnomocnej Nadwornej Komisji Galicji Zachodniej z dnia 05.09.1797 r. Oba te dekrety długo pozostawały na papierze. Tradycyjnie stare cmentarze dalej były wykorzystywane, nikt nie kwapił się do zakładania nowych. Dopiero groźba wysokich kar pieniężnych skłaniała właścicieli wsi do wyznaczania miejsc pod nowe cmentarze. I tak np.: Cyrkularz nr 599 Urzędu Cyrkularnego w Myślenicach z dnia 24.01.1806 r. (aktualny i dla Radziszowa) wydany więc w 22 lata po dekrecie cesarskim przypomniał, że „jeszcze w wielu miastach y wsiach cmentarze pośród domów znajdują się y na tych ciała zmarłych chowane bywają, przez co choroba zaraźliwa, coraz bardziej rozszerzać się musi. Za tym wszystkim Dominiom (obszarom dworskim) pod karą 20 florenów nakazuje się, aby natychmiast w postronnym, od domów oddalonym położeniu mieysce na cmentarz wyszukane było”. Aby zadość uczynić uciskom władz, a szczególnie dla uniknięcia kary, przystąpiono do urządzania nowego cmentarza. Szło to jednak bardzo opornie. Wprawdzie po 3 latach, jak mówi kronika kościelna nastąpiło to „03.05.1809 r. poświęcenie miejsca cmentarza na gruncie ofiarowanym przez Jaśnie Wielmożną Panią Ludwikę z Dzieduszyckich Szeptycką Hrabinę – Kolotorkę”, lecz dopiero: „1826 r. – nowy cmentarz ogrodzony obsadzony drzewami, wystawiono krzyż parafialny”. Wydaje się jednak, że pierwsze pochówki na nowym cmentarzu miały miejsce dopiero 1831 r. i to w dość dramatycznych okolicznościach, o których mówi kronika kościelna: „1831 – w sierpniu na nowym cmentarzu pochowano na jego skraju, po kilku w jednym grobie, 45 osób zmarłych na cholerę”. Tak więc nie spieszno było radziszowianom na nowy cmentarz, jeśli od dekretu cesarza Józefa II (1784 r. do pierwszych pochówków w 1831 r.) trwało to blisko pół wieku. Zresztą 1831 rok wcale nie oznaczał zamknięcia cmentarza przykościelnego. Świadectwem tego są znajdujące się na nim dotychczas dwa nagrobki Ottoliny Bujalskiej zmarłej w roku 1879 oraz Szymona Kościelnego zmarłego w 1888 r. Pierwszy z nich o ciekawych klasycystycznych kształtach prosi się o konserwację.
Cmentarz Radziszowski ma blisko 200-letnią historię. Do najciekawszych pod względem historycznym należy niewątpliwie grób najbliższej rodziny gen. Józefa Hallera. Ciekawy pod względem artystycznym (noeklasycystyczny) jest nagrobek „byłego C.K. Komisarza” Jana Zaussa zmarłego w 1891 r. Co to było za stanowisko „C.K. Komisarz, jakie więzy rodzinne łączyły go z długoletnim proboszczem radziszowskim M. Zaussem zmarłym w 1915 r.? Oto pytania, na razie bez odpowiedzi. Zwraca uwagę najokazalszy , a pod względem artystycznym chyba najciekawszy – nagrobek Andrzeja Pająka, zmarłego w 1886 r. – dzieło radziszowskiego artysty rzeźbiarza Wita Wisza. Budzi zadumę bardzo skromniutki, trudny do odszyfrowania grób samego Wita Wisza, twórcy nie tylko wspomnianego nagrobka Andrzeja Pająka, lecz również bocznego (lewego) ołtarza w kościele radziszowskim oraz podobnego ołtarza w Pleszowie. Zasługuje na uznanie ciekawe wkomponowanie w zespół kaplicy cmentarnej dwóch XIX wiecznych nagrobków, wprawdzie nie arcydzieł rzeźbiarskich, lecz typowych do końca XIX wieku. Na jednym z nich, Adelki Kollorosówny (1881 – 1889), zwraca uwagę cytat z „Trenu VIII” Jana Kochanowskiego. I znów pytanie: kim byli Kollorosowie, którzy w tak piękny i oryginalny sposób dla XIX wieku uczcili pamięć swej córeczki? A oto jedyny tego typu na radziszowskim cmentarzu, choć gdzie indziej dość często spotykany, nagrobek Szymona Jutrzni (zm. 1919 r.) w kształcie postumentu z łamanego kamienia zwieńczonego krzyżem. Zwraca również uwagę skromniutki, być może najstarszy nagrobek z archaicznym tekstem: „Tu spoczywają zwłoki Kazimierza Łachmana um. r. 87 prosi o westchnienie do Boga”. Nie razi tu nawet zbytnio błąd ortograficzny w imieniu. Odrębny dział to pomniki związane z ostatnią wojną. Oto grób A. Byka, zdradzonego przez Ukraińca z organizacji Todta, dalej estetyczny, nowoczesny grobowiec p.por. J.E. Góralika, żołnierza słynnej I Dywizji gen. Stanisława Maczka – kawalera orderu Virtuti – Militari i czterokrotnie Krzyża Walecznych. Do tej grupy należy również grób Marcina Paciorka, który zginął z rąk funkcjonariusza UB. To tylko drobna część grobów zasługujących na uwagę. A ile refleksji budzić mogą niezależnie od ich wartości estetycznej czy historycznej, groby ludzi znajomych czy krewnych, z którymi łączyły nas więzy emocjonalne.
Wszechwładna, szybko zmieniającą się moda nie ominęła cmentarza radziszowskiego. Na początku tego stulecia nad grobami wznosiły się dziesiątki różnych, często okazałych, drewnianych krzyży. Nieliczne kamienne nagrobki nie dominowały i nie zakłócały ogólnej harmonii. Drewniane krzyże różnej wielkości, często pochylone ze starości i skrzypiące na wietrze, stwarzały atmosferę powagi. Stały prosto, pochylały się i ginęły, tak jak pamięć ludzka. Z wielkiej rzeszy tych drewnianych pomników pozostał tylko jeden pochylony. W okresie II wojny światowej drewniane krzyże zastąpione zostały żelaznymi, o zbliżonej wielkości i kształcie. Pokryte czarnym lakierem, ze srebrnymi detalami, stwarzały nową atmosferę, nieco sztywną, jednostajną, lecz niezbyt różną od tej, jaką tworzył las drewnianych krzyży. Ostatnie lata całkowicie zmieniły wygląd cmentarza. Pojedyncze groby zastąpione są sztampowymi grobowcami zbudowanymi z różnych, często bardzo drogich materiałów, konkurujących miedzy sobą wartością materialną, lecz prawie nigdy wartością artystyczną. Moda cmentarna dotyczy niestety nie tylko wyglądu cmentarza, a wiele bardziej negatywne skutki obserwuje się w dziedzinie duchowej. Dobrze to charakteryzują same napisy, nagłówki napisów nagrobnych. W nagrobkach XIX wiecznych, dochowanych do naszych czasów, nekrolog zaczyna się od 3 wieloznacznych literek D.O.M. [przykłady: grób Hallerów, nagrobek A. Pająka, nagrobki A. Kollorosówny i M. Peszkowskiej, wkomponowane w architekturę kaplicy i szereg innych]. Co oznaczają te tajemnicze dziś dla wielu literki? Są to inicjały dedykacji „Deo Optimo Maximo” [Bogu Najlepszemu i Najwyższemu], względnie „Deo Omnipotenti Magno” [Bogu Wielkiemu i Wszechmocnemu] - i są wyrazem wiary, że ciało zmarłego stanowi świątynię Boga i że do niego człowiek należy w życiu i po śmierci. Napis ten na nagrobkach z początku XX wieku pojawia się już tylko wyjątkowo. W XX w. powszechnym skrótem są literki Ś. P. – Świętej Pamięci i sugerują wyłącznie pamięć o zmarłym, bez odwołania się do refleksji teologicznych. Przedstawiona powyżej garść uwag na pewno nie wyczerpuje zagadnienia cmentarzy radziszowskich, ani pod względem historycznym, ani tym bardziej pod względem estetycznym i byłoby celowe uzupełnienie tego artykułu o uwagi czytelników. Należałoby się jednak zastanowić nad konserwacją niektórych nagrobków o wartości historycznej lub artystycznej. Można tu wymienić ubożuchny grób Wita Wisza, artysty rzeźbiarza i nagrobka A. Pająka, najokazalszego i najciekawszego na naszym cmentarzu. Dzisiejszy grób Wita Wisza, trudny do odnalezienia, „ozdobiony” jest tylko zardzewiałą tabliczką z nazwiskiem artysty, nawet bez dat urodzenia i śmierci. A może dałoby się uratować ostatni drewniany krzyż, dziś bezimienny świadek tamtych dni. Również zaniedbany grób Hallerów, najbliższej rodziny generała Józefa Hallera, mocno związanego z Jurczycami i Radziszowem, nie budzi optymizmu. Podobna uwaga dotyczy jednego z dwu zachowanych nagrobków XIX wiecznych na cmentarzu przykościelnym. Czy ciekawy klasycystyczny nagrobek, nadgryziony zębem czasu [1879] musi się całkowicie rozpaść? Czyżby Radziszów dalej kontynuował niesławną tradycję związaną ze zniszczeniem nagrobka [figurującego w katalogu zabytków sztuki w Polsce] Szeptyckiej, który zbudowany w kościele, został kolejno przeniesiony na cmentarz przykościelny, potem na nowy cmentarz, by potem w wyniku ludzkiej bezmyślności ulec w ostatnich latach całkowitej zagładzie?
Tadeusz Dybeł
ul. Szkolna 4
32-052, Radziszów
Nasz rachunek:
Krakowski Bank Spółdzielczy
Oddział Skawina
10 8591 0007 0310
0561 8792 0001