Rewolucja węgierska
i jej radziszowskie echa
W poprzednim numerze omawialiśmy przebieg galicyjskiej rewolucji z 1846 roku. Uwzględniliśmy również wypadki w radziszowskich. Zwróciliśmy uwagę na jej przedwczesny wybuch i tragiczne skutki. Nic dziwnego, że w dwa lata później, w 1848 roku, gdy ruchy wolnościowe tzw. "Wiosna Ludów" w całej Europie skierowane były przeciwko despotycznym rządom i w wielu przypadkach poszczególne, uciemiężone narody uzyskały znaczną autonomię, w Galicji nie notowano poważniejszych wystąpień. Jedynie w Krakowie i Lwowie doszło do wystąpień ludności, które zostały szybko i bezwzględnie stłumione przez wojsko austriackie.
Warto wspomnieć, że w tym przypadku, podczas bombardowania Lwowa spłonęło wywiezione tu cenne archiwum opactwa tynieckiego, a z nim dokumenty historyczne dotyczące również Radziszowa. Na Węgrzech powstanie trwało najdłużej i w efekcie mimo klęski militarnej, przyniosło największe korzyści.
W pierwszej fazie powstania Węgierzy odnieśli szereg poważnych zwycięstw nad wojskami austriackimi. Znaczący był też udział Polaków, zarówno jako dowódców jak również szeregowych powstańców. Przypomnieć tu należy generała Józefa Bema - dowódcę Armii Siedmiogrodzkiej, czy generała Dembinskiego - przejściowo nawet naczelnego dowódcy węgierskiej armii powstańczej. Osobną jednostką bojową był też Legion Polski pod dowództwem generała Józefa Wysockiego.
W tłumieniu powstania węgierskiego poważną, jeśli nie decydującą rolę odegrała interwencja rosyjska dokonana na prośbę Austrii. W połowie czerwca 1849 roku armia rosyjska pod dowództwem feldmarszałka Iwana Paskiewicza przekroczyła Karpaty i rozpoczęła działania bojowe przeciwko powstańcom węgierskim.
Osoba dowódcy nie jest obca Polakom. W 1831 roku, po śmierci Dybicza, objął naczelne dowództwo wojsk rosyjskich w Polsce. "Wsławił" się słynną rzezią przedmieścia Warszawy - Pragi, a po zajęciu Warszawy doprowadził do upadku powstania listopadowego, za co uhonorowany został przez cara tytułem Księcia Warszawskiego, zaś w latach 1832-1856 pełnił funkcję namiestnika Królestwa Polskiego.
Po stłumieniu powstania węgierskiego wojska rosyjskie powróciły do imperium rosyjskiego oraz do Królestwa Polskiego.
Tu mamy do czynienia z epizodem radziszowskim, gdyż szlak części zwycięskiej armii powstańczej prowadził przez Radziszów. Głos oddajmy kronice parafialnej:
"W tey samey jesieni (1849r.) w październiku woysko Rosyjskie powracając z Węgier przechodziło i przez Radziszów i na plebanii cztery razy stali sztabowi oficerowie, gdzie ludziom dosyć szkody narobiono od żołnierzy prostych, zaś officyrowie byli grzecznymi".
Za tą krótką notatką kryje się zapewne niejedna tragedia mieszkańców. Przecież wojsko musiało nie tylko kwaterować, lecz również wyżywić siebie i konie, stanowiące w tym czasie jedyny środek transportu. Byłoby to uciążliwe w normalnych warunkach, a co dopiero po serii niedawnych klęsk, jakie w tym roku nawiedziły Radziszów. I o tym mówi kronika parafialna:
"...1849 dnia 29 sierpnia niesłychana była powódź w Radziszowie, iż ogród plebański do drogi zalanym był. Wszystkim gospodarzom mieszkającym około rzeki niesłychane szkody poczyniła czy to w pomieszczeniach czy stodołach, w których zboże więcey jak do połowy zalane i zamulone. Biedni ludzie tylko płukanie go ustawiali wokół stajen w wielu mieyscach nagrzane porosto, iż mało co zużytkować mogli"
W tym też roku jak mówi kronika:
"w lecie pokazała się okrutna zaraza tak zwana Cholera w Krakowie, na którą Kollatorstwo tj. państwo Dzieduszyccy mocno chorując w niey uratowani zostali".
Mniej szczęścia zapewne mieli zwykli mieszkańcy, o których kronika nie wspomina. Tak więc, tym drobnym epizodem łączą się losy Radziszowa z dziejami węgierskiego narodu.
Tadeusz Dybeł, "Głos Radziszowa" nr 10, 20 II 2000, s. 4.