Pierwsze lata niepodległej Polski
(1918-1920r)
Małopolska przed l wojną światową
Małopolska jako pierwsza z ziem polskich, w wyniku I rozbioru dostała się pod władzę austriackiego zaborcy. Austriacy zajęli te tereny już w czerwcu 1772 roku, a więc przed oficjalnym podpisaniem traktatu rozbiorowego, które miało miejsce 9.08.1772 w Petersburgu. Odtąd przez 146 lat w zagrabionej prowincji rządzili tu Austriacy starając się zniszczyć całkowicie pamięć o dawnym, polskim rodowodzie tej krainy. Nawet odwieczną nazwę "Małopolska" zastąpiono bezsensowną nazwą "Królestwo Galicji i Lodomerii". Ze stosunkowo bogatej krainy przedrozbiorowej Polski Galicja stała się najbiedniejszym krajem Austro-Węgierskiej monarchii, a być może nawet całej Europy. Stąd też kraj ten zupełnie słusznie nazwano ironicznie "Królestwem Galicji i Głodomerii".
Od samego początku swego panowania Austriacy starali się o zerwanie więzów Galicji z resztą ziem polskich, a szczególnie z Krakowem, silnym ośrodkiem polskości. Z Klasztoru w Tyńcu wypędzono polskich benedyktynów zastępując ich w 1805 roku benedyktynami niemieckimi, którzy zresztą w roku 1809 opuścili klasztor. Dla zlikwidowania wpływów krakowskiego biskupstwa już w 1786 roku utworzono dla zagrabionych obszarów nowe biskupstwo w Tyńcu, które później przeniesiono do Tarnowa.
Przez blisko 100 lat szkolnictwo polskie praktycznie nie istniało. Galicja nie mogła w tym zakresie korzystać z doświadczeń Królestwa Polskiego wynikających z działalności Komisji Edukacyjnej uwieńczonej ustawą z roku 1783, precyzującej program wychowania szkolnego. Obraz szkolnictwa galicyjskiego przedstawia następująco "IX Rocznik Muzeum Etnograficznego w Krakowie":
"... W zaborze austriackim na początku XIX w. stan oświaty przedstawiał się nader niekorzystnie. Rząd nie był zainteresowany rozwojem polskiego szkolnictwa. Pierwsze dane statystyczne o szkołach ludowych w Galicji znajdujemy w statystyce austriackiej dopiero po 1841 r. Jedna szkoła wypadała wtedy na 39,7 km2, a jeden uczeń na 63 mieszkańców. Rozmieszczenie szkół było bardzo nierównomierne, bo np. w Bieszczadach, w ówczesnym powiecie leskim, jedna szkoła przypadała na 100 gmin i 12000 mieszkańców.
Dopiero po uzyskaniu przez Galicję autonomii w 1861 r. zaistniała możliwość rozwoju szkolnictwa polskiego. W 1867r. Sejm Krajowy wydał ustawę wprowadzającą do szkół ludowych i średnich język wykładowy polski lub ukraiński, w zależności od tego, kto szkołę utrzymywał...".
W roku 1900 na 1000 mieszkańców w Galicji 93 dzieci uczęszczały do szkoły, podczas gdy w Czechach 156, a w Prusach 165. Na przełomie XIX i XX w. ponad połowa ludności w Galicji nie umiała ani czytać, ani pisać. Rozpoczęto walkę z analfabetyzmem przez zwiększenie sieci szkół, ale pomimo tego w 1900 roku prawie 42,3 procent dzieci nie pobierała nauki szkolnej, a dla wsi ten procent był znacznie większy.
Program szkół wiejskich w okresie zaborów obejmował naukę czytania i pisania, matematykę w zakresie czterech działań oraz religię. Początkowo w szkołach tych uczył tylko jeden nauczyciel, a efektów jego pracy nie były widać.
I tak na przykład ks. M. Bardel z sąsiedniego powiatu myślenickiego pisze o swoich rodzicach, którzy kończyli szkołę pod koniec XIX w.:
"...Oboje rodzice mieli wykształcenie takie, jakie w tym czasie było dostępne, tzn. uczęszczali do szkoły przez trzy zimy, uczyli się czytać (na książeczce do nabożeństwa) i pisać. Szkołę tę ukończyli chlubnie, bo oboje czytali i pisali, a to już było dużo..."
Podobnie było zapewne w Radziszowie. Należy wspomnieć również o nieodzownym "pomocniku" ówczesnego nauczyciela, jakim była rózga, której zalety opiewał wierszyk zamieszczony na pierwszych stronach elementarza:
"Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi,
Różdżka, choć boli zdrowiu nie zawadzi,
Różdżka, choć bije nie połamie kości,
Uczy rozumu, a broni od złości... "
W samym Radziszowie, dzięki zrozumieniu znaczenia oświaty przez właścicieli wsi, szkoła (o jednym nauczycielu) powstała stosunkowi wcześnie bo w 1851 roku, jeszcze przed uzyskaniem przez Galicję autonomii. Szkoła istniała już w 1850 roku, zaś 1851 dzięki fundacji Dzieduszyckich uzyskała zabezpieczenie finansowe na swą działalność. W 1867 roku powstał nowy budynek trzyklasowej szkoły, do której uczęszczało 125 dzieci (79 chłopców i 46 dziewcząt). Nie jest to jednak liczba zbyt imponująca (ok. 85 dzieci na 1000 mieszk.).
Dopiero w 1901 roku szkoła przekształcona została w czteroklasową, zaś w 1908 roku po zakupieniu przez gminę dawnego pałacu uzyskała odpowiednie lokum. Na pełną siedmioklasową szkołę Radziszów musiał poczekać do1925 roku. Tak więc do I Wojny Światowej szkoła radziszowska, jak zresztą większość szkół wiejskich ograniczała się do nauki czytania, pisania i podstawowych działań arytmetycznych, a uczucia patriotyczne budziła w stopniu minimalnym. I w tym zakresie znacznie różniła się od szkół miejskich, o znacznie szerszym programie nauczania i znacznie większym zaangażowaniu patriotycznym. Dlatego też zarówno w czasie wojny 1914-1918, jak również w czasie wojny polsko-bolszewickiej stopień zaangażowania patriotycznego miast i miasteczek był wielokrotnie większy aniżeli wsi w tym też Radziszowa. Nieoceniona jako źródło historyczne jest w tym zakresie Kronika Parafialna Radziszowa, która opisuje poziom edukacji oraz związaną z nim niechęci do dalszej nauki.
Pod datą 27.06.1937 Kronika Parafialna Radziszowa notuje prymicję ks. Franciszka Paciorka informując jednocześnie, że ostatnie odbyły się w 1881 roku, a więc przed 50 laty i dotyczyły ks. Franciszka Lintnera "pochodzącego z obcych rodziców, chociaż tu urodzonego". A przecież stan duchowy w tych czasach był najbardziej prestiżowany i najchętniej obierany przez zdolniejszych absolwentów szkół wiejskich.
Innym przykładem był generał Józef Haller, który przed udaniem się do szkoły średniej (1882roku) składał egzamin z zakresu czteroklasowej szkoły przed "Komisją" złożoną z ojca i ks. proboszcza.
I Wojna Światowa
6 sierpnia 1914 roku Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Rosji. Rozpoczęta się I Wojna Światowa przetoczyła się prawie przez całą Polskę. W samym zaborze austriackim tylko w 1914 powołano pod broń ponad 700 000 ludzi, zaś do roku 1918 łącznie 1 401 000. Sam Radziszów dostarczył do wojska ponad 300 mężczyzn, z czego około 40 oddało życie za nie swoją sprawę.
Bezpośredni udział w armii austriackiej to nie jedyne i być może nie największe ofiary tej wojny. Oprócz widocznych strat materialnych w budynkach, urządzeniach transportowych itp. kraj miał olbrzymie straty w strukturach rolnych i inwentarzu żywym. Z braku sprzętu i siły ludzkiej ziemia była źle uprawiana i nawożona. Dawała coraz gorsze plony nie zapewniając wyżywienia ludności. Ilustruje to zestawienie najważniejszych produktów, jakie wyprodukowano w Galicji w roku 1913 i 1919 na jednego mieszkańca:
1913 - żyto 78 kg na osobę
1919 - żyto 29 kg na osobę (37% ze stanu z roku 1913)
1913 - pszenica 65 kg na osobę
1919 - pszenica 19 kg na osobę (29% ze stanu z roku 1913)
1913 - ziemniak 588 kg na osobę
1919 - ziemniak 84 kg na osobę (14% ze stanu z roku 1913)
Spadek produkcji rolnej spowodowany był głównie niedoborem inwentarza żywego i związanego z tym niedoborem obornika. Jego produkcja w stosunku do okresu przed wybuchem wojny zmalała o 50%, co tłumaczy przedstawiony spadek produkcji rolnej. Brak siły pociągowej (koni) również nie pozwalał na należytą uprawę. Na skutek rekwizycji wojskowych Galicja straciła m. in. 1 015 000 koni, 1 697 000 sztuk bydła, 290 000 świń i 394 000 owiec. Również poważne straty notowano w ludziach. Na przykładzie Radziszowa widać to bardzo wyraźnie. Na polu walki poległo około 40 mieszkańców, lecz nie mniej ofiar zabrały epidemie związane z wojną. Wymieńmy tylko przykładowo: w roku 1917 na czerwonkę umiera 26 osób, zaś w roku 1918 grypa "hiszpanka" zabrała 20 osób. Na skutek niedożywienia bogate żniwo zebrały też inne choroby jak tyfus czy gruźlica.
Dla zobrazowania sytuacji Radziszowa w okresie I Wojny Światowej posłużmy się jednak oryginalnym fragmentem kroniki parafialnej:
"...Rok Pański 1914. W czasie wojny światowej przez Radziszów przechodziły liczne wojska austro-węgierskie i niemieckie, zatrzymując się tutaj na krótki czas; na plebani była kwatera oficerska....
.....Wojska przechodzące i w prawdzie krótko się tutaj zatrzymujące wyrządziły ludności wielką krzywdę zwłaszcza Honwedzi węgierscy, co gorsza wpływały ujemnie na obyczaje ludu. Administrator (parafii) wszędzie występował wobec władz wojskowych i starał się wszystkimi siłami osłaniać parafian i uchronić przed demoralizacją, którą wojska szerzyły....
.....Z końcem listopada i na początku grudnia wskutek strzałów armatnich, gdy Moskal był w Wieliczce, szyby w oknach drżały. Od listopada do kwietnia następnego roku mieszkała tutaj ludność ewakuowana z powodu wojny z gminy Skotniki i Rżąki koło Bieżanowa, a musiała liczba jej być znaczna, kiedy aż 20 dzieci z tych wiosek tutaj się urodziła. Kiedy niebezpieczeństwo zajęcia Krakowa przez Moskali minęło a linia bojowa coraz bardziej się oddalała, pozostała jeszcze jedna kompania wartownicza służąca do strzeżenia drogi kolejowej i mostów. Mieszkała w sali szkolnej aż do 30 września 1915r. Nauka w szkole nie odbywała się aż do wiosny 1915r.
Rok 1916. Dnia 27 października rząd austriacki zabrał dwa dzwony kościelne pod wezwaniem św. Jana i św. Michała, wagi 341 kg.
.....W czasie wojny światowej zabierano do wojska wszystkich mężczyzn od 18 do 50 roku życia tak, że z tutejszej parafii, co najmniej 300 służyło w armii austriackiej, tak, że padło około 40 ludzi i wielu z nich było jeńcami wojennymi w niewoli rosyjskiej i włoskiej. Mniej zdatni na początku wojny szli robić for szpany a nawet nie darowano kobietom, które musiały robić wały obronne.
Rekwirowano ludności bydło, konie z wozami i uprzężą, później, gdy wojna się przedłużała i Austria w coraz większej była nędzy rekwirowano odzież, bieliznę, obuwie dla wojska, siano, słomę i ziarno. Przepisywano ilości spożycia materiałów tak dla ludzi jak i dla zwierząt domowych. A artykuły pierwszej potrzeby jak cukier, mąka, sól, nafta, tytoń, nawet materiały odzieżowe sprzedawano tylko na kartki przez rząd wydawane. Z każdym rokiem coraz trudniej było o to, co każdemu do życia było potrzebne. Wymyślano tzw. "Ersatze". którymi starano się zastąpić artykuły spożywcze i odzieżowe. Ludność nienależycie odżywiona zapadła na różne choroby jak tyfus i czerwonka..."
Tak kończyła się I Wojna Światowa.
Powraca Polska
W październiku 1918 kończyło się panowanie Austrii w Małopolsce. 28.10.1918 roku powstała w Krakowie Polska Komisja Likwidacyjna, a w dwa dni później, 30.10.1918 oddziały zbrojne złożone z POW, legionistów oraz młodzieży, pod dowództwem pułkownika legionowego Roji opanowały austriacki garnizon w Krakowie, który jako pierwsze miasto odzyskał wolność.
Tak więc Małopolska, która pierwsza dostała się w wyniku rozbiorów pod jarzmo zaborcy, pierwsza też odzyskała wolność po 146 latach niewoli. Ale długa, trwająca blisko 5 pokoleń niewola nie pozostała bez śladu. O ile w miastach, a nawet w miasteczkach radość i entuzjazm z odzyskanej wolności nie budził żadnej wątpliwości, inaczej sprawa wyglądała na wsi, w tym również w Radziszowie.
Ze względu na niski poziom oświaty, przysłowiową nędzę galicyjską i politykę władz austriackich podsycających wzajemną niechęć i uprzedzenia między poszczególnymi grupami ludności, wytworzona została atmosfera obawy przed nową rzeczywistością, przed nieznaną od wielu pokoleń Polską.
Istniejącą atmosferę w Radziszowie doskonale oddaje kronika parafialna w zapisie z r. 1918:
"...Rok ten był brzemiennym w wypadki historyczne - wojna miała się ku końcowi - padały trony - państwa według zdania ludzi, niepokonane upadały w sercach Polaków. Rosła nadzieja, że Ojczyzna z grobu powstanie! Niepodobne do wiary stawały się rzeczy. W Krakowie przewrót nie do opisania - zamiast wojska i rządów austriackich, za krótką chwilę wojsko i Rząd Tymczasowy polski! Była to radość w sercach naszych nie do opisania i wierzyć się nie chciało w wypadki szybko następujące. Lecz lud wiejski nie odczuwał radości, jemu było zarówno być poddanym obcemu państwu czy mieć wolność polityczną. Lud sądził, że nastała wolność, bo rządu nie było, więc może robić, co mu się podobać będzie. Znaleźli się nawet tacy po wsiach, co korzystając z chwilowego zamętu napadali na sklepy żydowskie, ba nawet sklep kółka rolniczego zrabowali a odgrażali się nawet dworom i plebaniom. Tak było w Radziszowie. Dzika demobilizacja sprawiła, że żołnierze powracali do domów z bronią w ręku i nabojami i mogli stać się groźnymi dla tych, co coś posiadali. Tworzyły się nawet bandy po innych wsiach, które się odgrażały, że będą napadać na inne wsie, skutek czego każda wieś musiała organizować straże bezpieczeństwa. Mimo wysiłków uczciwych jednostek, takiej straży nie udało się zorganizować w Radziszowie. Powoli jednak następowało otrzeźwienie, a tymczasem rząd polski coraz silniej się organizował. Do większych nadużyć nie doszło...".
Nad zmianą psychiki i podniesieniem świadomości narodowej ludności zdeformowanej długoletnią niewolą, nędzą i ciemnotą pracowała usilnie miejscowa inteligencja. Szczególną rolę odegrały tu siostry gen. Józefa Hallera, o czym również mówi miejscowa kronika:
"...Panna Anna Hallerówna, ówczesna nauczycielka szkoły w Jurczycach, od roku 1919 działaczka już nie parafii, ale na wielkim obszarze całej Polski i siostra jej p. Ewa Hallerówna prowadząca gospodarstwo dworskie w Jurczycach. od r. 1913 pracowały w tutejszej parafii bardzo intensywnie nad rozbudzeniem tak ducha religijnego jak też i w kierunku oświaty i miłości ojczyzny. Prowadziły wykłady w Bractwie Matek Chrześcijańskich, pracowały w kółkach rolniczych przez odczyty, urządzały pogadanki, kursa koszykarskie, tkackie i szycia a z całą energią prowadziły Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, w czym miały wielką pomoc w niektórych nauczycielach. Mimo tego nie potrafiły sobie zjednać takiego uznania ludu, na jakie zasłużyły sobie swoją pracą i poświęceniem, chociaż przytem świeciły przykładem pobożności..."
O braku wyrobienia politycznego świadczą również wyniki wyborów do pierwszego sejmu Rzeczypospolitej Polskiej (29.01.1919), co jest tym bardziej dziwne, że już od dłuższego czasu działało w Radziszowie Koło Stronnictwa Ludowego. Jako komentarzem do wyniku tych wyborów w Radziszowie posłużymy się zapisem kroniki kościelnej:
"...Dnia 26 stycznia w niedzielę (od godz. 8 rano do 10 wieczorem) odbyły się wybory do I sejmu polskiego. W Radziszowie na 858 uprawnionych od głosowania głosowało 568 i rzecz dziwna, że oddano głosów aż 304 na socjalistów, choć prócz kilku kolejarzy, socjalistów tu nie ma. Są tu wszyscy ludowcami spod znaku "Piasta". Stronnictwo to będące na czele bloku 12 stronnictw otrzymało 209 głosów. Tłumaczyć to można chyba tyko tym, że socjaliści głośniej i zacięciej obiecywali małorolnej ludności rozdawanie dóbr kościelnych i dworskich, chociaż i ludowcy nie zamilczali o tym. Widzimy jak wieśniak chytry jest na grunt a jeszcze gdyby mu ten grunt przypadł za darmo, jak to prowodercy obiecywali. Niespełnienie nierealnych obietnic socjalistów, rychło doprowadziło do zmiany sympatii wyborców. W następnych wyborach (9.06.1922r.) na listę socjalistów padło zaledwie 59 głosów, zaś na Stronnictwo Ludowe "Piast" 453, co już rzeczywiście odzwierciedlało sympatie wyborców...".
Odrębnym zagadnieniem była służba wojskowa, ochotnicza armia w ilości około 50 000 ludzi nie była wystarczająca do obrony granic tworzącego się państwa. W roku 1919 nie ogłoszono jeszcze obowiązkowego poboru do wojska. Apele o wstępowanie ochotników do wojska dawały dość mizerne wyniki. A oto jak wg Kroniki parafialnej przedstawiało się to zagadnienie w Radziszowie:
"...W lipcu sytuacja polityczna dla Polski stała się groźna. Rosja bolszewicko-żydowska rzuciła się jeszcze na Polskę, aby ją zgnieść i wprowadzić w niej rządy żydowsko-bolszewickie. Wojska było mało w Polsze i lud nie rozumiał niebezpieczeństwa. Żydzi się cieszyli i już ustanawiali swych komisarzy po miastach. Wieśniak nie chciał iść do wojska - poszła inteligencja i młodzież szkolna; rząd polski wysyłał ludzi swych do wsi i przez cały lipiec w niedzielę po sumie przemawiano pod gołym niebem do ludu, budząc miłość ojczyzny i wzywając na ratunek wszystkich, którzy mieli odrobinę jeszcze miłości Boga i Ojczyzny. Wiece te, choć w części skutkowały - po kilku ochotników ze wsi się zgłosiło..."
Warto by ustalić, choć kilka nazwisk ochotników radziszowskich. Może zachowali się w pamięci ludzkiej?
Wspominaliśmy o zagrożeniach wynikających z przyniesionej do domu broni przez powracających żołnierzy, oraz związanej z każdą wojną demoralizacją niektórych jednostek. Ostatnim takim przypadkiem w Radziszowie, na progu niepodległości było morderstwo naczelnika stacji kolejowej w Radziszowie - Rudolfa Wisiołowskiego. Został on zamordowany 9.06.1922 roku przy użyciu broni palnej przez byłych pracowników kolejowych pochodzących z Leńcz. Cel ich występku był typowo rabunkowy. Zabójcy zostali wkrótce ukarani (kara śmierci dla głównego sprawcy i więzienie dla pomocnika). Surowe kary zarówno w tym przypadku, jak i innych wykroczeniach doprowadziły wkrótce do normalizacji życia w młodym organizmie państwowym.
Mam nadzieję, że przedstawione w tym opracowaniu fakty przybliżyły czytelnikom okres narodzin niepodległej Polski, w latach 1918-20, tym bardziej, że czasy te zacierają się w pamięci ludzkiej i tylko pożółkłe dokumenty mogą go nieco przybliżyć.
Tadeusz Dybeł, "Głos Radziszowa" nr 11, V 2001, s. 4-6.