Dzisiaj jest: Piątek, 8 listopada 2024
Imieniny obchodzą: Dymitr, Gotfryd, Godfryd, Wiktor, Wiktoriusz, Wiktoryn
Vinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo Slider
Opublikowano: poniedziałek, 23, września 2013 20:04

P1010026Dom w Radziszowie przy ul. Podlesie, który do niedawna należał do pana Jerzego Władysława Szczepańskiego, zmarłego w dniu 23.10.2011 r., ma bardzo długą i ciekawą historię. Zacznę od tego, że choć jest to budynek drewniany, nie był zwykłą, chłopską chatą. Dom stoi na wysokich fundamentach, jest w całości podpiwniczony, a układ pomieszczeń wewnątrz odbiega od wzorców znanych nam z tradycyjnych, podkrakowskich chałup. Ma trzy pokoje, przestronną kuchnię, przeszklony, piękny ganek od strony drogi, do którego wchodzi się po kilku schodach.

Dom zbudowany został na skraju lasu, a działka na której stoi, po dzień dzisiejszy ma ślady po oryginalnym podziale na kwatery i klomby. Zapewne było tu kolorowo od kwiatów i barwnych krzewów. Budynek ten, według przekazywanych sobie z pokolenia na pokolenie informacji wśród radziszowian, ufundowała jeszcze hrabina Helena Dzieduszycka. Ponoć miała zbudować sobie willę na skraju radziszowskiego lasu. Historię tego domu opowiedziała mi w 2011 r. pani Stanisława Rak z Podlesia, podczas rozmowy o leśniczym  Jerzym Szczepańskim. Jak sama siebie ocenia, jest już sędziwego wieku, ale wiele pamięta  z czasów dzieciństwa oraz z opowieści swoich przodków. Zawsze interesowała się przeszłością swojej miejscowości i od dziecka chłonęła wszystko, co mówili o dawnych czasach jej starsi krewni. Ona też potwierdziła mi, że willę Przygoda miała ufundować hr. Dzieduszycka. Nie wiadomo ile w tym prawdy i trudno to zweryfikować. Hrabina Helena z Dzieduszyckich po mężu Pawlikowska, urodziła się bowiem
w dniu 20.02.1837 r. Dom dziadka pani Stanisławy, Piotra Maślanki, zbudowany był w 1849 r.,
a willa Przygoda już wówczas stała, jak powiedziała pani Rak. Być może dom ten ufundowała matka Pawlikowskiej z Dzieduszyckich, również Helena, z Paszkowskich Dzieduszycka, żona hr. Eugeniusza.
    Pani Stanisława pamięta z opowieści, że kiedyś właścicielką tego domu była również pani Radoń. Wyemigrowała ona na zachód Europy, a na koniec życia trafiła do Anglii. Wiadomo też, że ojciec pana Jerzego Szczepańskiego dom ten kupił od Modesty z Teodorowiczów Olszewskiej, zamieszkałej w Zakopanem, a miało to miejsce jeszcze w 1920 r. Długo się nim nie nacieszył, bo zmarł trzy lata później. Mały Jerzy Szczepański wraz z matką i gospodynią mieszkał
w Radziszowie do 7 roku życia, tj. do 1929 r. Później wraz z matką wrócił do krakowskiego mieszkania rodziców przy ul. Lubicz 1, by w mieście rozpocząć naukę szkolną. Pani Stanisława pamięta, jak jej ojciec odwoził Szczepańskich furmanką do Krakowa z całym ich dobytkiem. Pamięta też, jak się z Jurkiem żegnali. Z nim właśnie oraz z Kazkiem Maślanką
i Jankiem Wasylem, pani Stanisława lubiła się często bawić. Mieszkali wszyscy bowiem blisko siebie. To był ich piękny, beztroski okres zabaw. I  rzeczywiście wyjechał pan Jerzy na długo, bo powrócił do Radziszowa dopiero we wrześniu 1950 r., po zakończeniu studiów i tuż po poślubieniu pierwszej żony Janiny. Trzeba dodać, że miał trzy żony, a każda z nich miała na imię Janina.
    Ale wracając do historii willi wyjaśnić trzeba, że Szczepańscy nigdy jej już nie odsprzedali.  Po śmierci ojca, według informacji wielokrotnie udzielanych przez Jerzego Szczepańskiego obecnym właścicielom domu, państwu Strojnowskim, jego matka miała  udostępnić  ten dom ekipie filmowej, by w jego wnętrzach nakręcono film fabularny pt. „Cyganka Aza”. Premiera tej produkcji filmowej odbyła się w dniu 06.03.1926 r., a reżyserem i scenarzystą filmu był Artur Twardyjewicz. Fabuła filmu nawiązywała do powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego pt.; „Chata za wsią”. Zakupiłem kopię tego filmu w Filmotece Narodowej, obejrzałem go dokładnie, ale nie mogę potwierdzić, ani też zaprzeczyć, że ten film rzeczywiście był tam nagrywany. Do naszych czasów zachowały się tylko jego fragmenty. Brakuje co najmniej 1/3 długości taśmy. Być może ktoś z czytelników będzie w stanie coś więcej dodać do tej historii? Może ktoś potwierdzi tę informację?
    W dniu 22.10.1923 r. w służbówce (budynku wolno stojącym obok willi Przygoda) na tej samej posesji urodził się Henryk Jaskuła, najbardziej znany na całym świecie radziszowianin, kapitan jachtowy, żeglarz, który jako pierwszy Polak i trzeci żeglarz w historii, samotnie, bez zawijania do portów okrążył kulę ziemską. Dokonał tego na jachcie „Dar Przemyśla”. Mieszkał tu
z rodzicami co najmniej do 4 roku życia. Podczas ostatniej mojej wizyty w Przemyślu, w lipcu 2013 r., opowiadał mi jak bawili się z Jerzym i pewnego razu – oczywiście przez przypadek - rozbił mu nos. Swój błąd pan Henryk Jaskuła naprawił po latach. Gdy odwiedził Radziszów po powrocie
z rejsu dookoła świata, odwiedził Jerzego Szczepańskiego i przeprosił go za ten wybryk.
    W okresie pomiędzy 1929 a 1950 r. pani Szczepańska dom wynajmowała. Najpierw mieszkały tam osoby związane z obsługą lasu. Byli to mieszkańcy Kresów Wschodnich, których Schmidtowie, właściciele radziszowskiego lasu, sprowadzili do gospodarowania i pielęgnacji leśnych upraw. Zapewne mieszkał tam w pewnym okresie pan Łapczyński, a po nim pan Chodaj (lub Hodaj),  zarządca lasu. Po nim tę funkcję przejął dziadek pani Stanisławy Rak.

    W 1932 r. willę wynajął emerytowany pułkownik Wojska Polskiego Franciszek Tomek wraz z małżonką Adrianną i córką Danusią, urodzoną w dniu 24.04.1918 r. Razem z nimi w tym domu mieszkali jeszcze Amelia i Feliks Skibińscy – rodzice Adrianny. Przez pewien czas państwo Skibińscy mieszkali też w innym wynajmowanym domu w Radziszowie pod numerem 27 na Zadworzu. Do końca wojny razem z Tomkami w willi Przygoda mieszkał też Ottokar Skibiński, artystycznie utalentowany brat Adrianny – malarz i śpiewak. W okresie tuż powojennym, uznany był w świecie artystycznym Krakowa, za liczącego się malarza. Co najmniej dwa razy jego dzieła prezentowane były na wystawach w Pałacu Sztuki w Krakowie przy pl. Szczepańskim. Związany był też z krakowską operą i chórem z Bazyliki Mariackiej. Miał piękny barytonowy głos.
    Państwo Tomkowie  w okresie przedwojennym prowadzili dom otwarty dla młodych radziszowian. Adrianna bardzo lubiła dzieci, zapraszała je na słodkości, rozmowy i czytanie bajek. Miała w Radziszowie duży księgozbiór. Były w nim również książki obcojęzyczne. Czytała więc dzieciom bajki polskie, a nawet w językach obcych. Robiła to tak, że czytała po dwa, trzy zdania po francusku lub niemiecku, a następnie tłumaczyła je na język polski. Chciała, by dzieci na wsi oswajały się z obcą mową, by poznały, że są inne narodowości i kultury. Urządzała również przedstawienia teatralne z udziałem dzieci. Pani Stanisławie Rak przypadła raz rola Kopciuszka. Przedstawienia były bardzo uroczyste. Odbywały się na ogół wieczorami, a ogród wokół domu przystrajany był w świecące się lampy naftowe.

    Podczas II wojny światowej, w 1942 r., w domu tym zamieszkała jeszcze rodzina Kowalewskich. Udawali oni krewnych rodziny Tomków, bo tak naprawdę, to nazywali się Paula
i Oskar Wassermannowie, a pochodzili z Tarnowa. Z uwagi na to, że byli Żydami, musieli ukrywać się przed Niemcami, by ratować życie swoje i małej córeczki Lidii, urodzonej  w dniu 21.12.1939 r. W ukryciu w Radziszowie, w dniu 31.01.1943 r. urodziło się Wassermannom jeszcze drugie dziecko, syn Henry, późniejszy profesor uniwersytetu w Tel Awiwie i wykładowca w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie. Jak wspominała Lidia, w czasie okupacji jej rodzice żyli w wiecznym strachu. Pomimo aryjskich dokumentów, nie mogli  czuć się pewnie. Jeśli Niemcy byli gdzieś
w pobliżu, Wassermannowie chowali się po szafach lub w piwnicy. Małżonkowie Paula i Oskar byli głuchoniemi, tak więc tylko mała Lidia mówiła po polsku - tak, jak nauczyli ją przybrani krewni, państwo Tomkowie. Rodzina Tomków zapewniła im schronienie do końca wojny, więc i Henry pierwsze słowa wypowiadał również po polsku. Mieszkańcy tego domu w okresie okupacji często żyli w strachu, walcząc o przetrwanie. Ludzie na wsi mieli swój kawałek ziemi, który mogli obrabiać i wyhodować sobie jedzenie. Tomkowie ziemi nie mieli. Przed wojną pułkownik miał bardzo wysoką emeryturę, toteż żyło im się dostatnio. Na początku wojny  utracił świadczenia,
a propozycjom Niemców dotyczących współpracy  i obietnicy lepszego życia w okupowanej Polsce, stanowczo odmówił. Nierzadko podczas okupacji niemieckiej chodził po Radziszowie od domu do domu i prosił o jedzenie dla swoich najbliższych, a co za tym idzie i dla ukrywających się Żydów. Wiele osób pomagało mu, ze względu na pamięć o ich pomocy udzielanej sąsiadom przed wojną. Każdy, kto tylko zapamiętał państwa Tomków, wspomina ich niezmiernie dobrze, jako życzliwych i dobrych ludzi.
W czasie wojny zmarł Feliks Skibiński, architekt z zawodu. Zmarła również córka państwa Tomków, Danuta, pieszczotliwie nazywana Pusią. Okres powojenny tego domu we wspomnieniach zachował Mirko Čolić, Serb z Belgradu. Jego ojciec Dudu, jako dziecko po wojnie przyjeżdżał tu na każde wakacje ze swoją matką Danutą, siostrą pani pułkownikowej. On sam do Radziszowa po raz pierwszy ze swoją rodziną zawitał dopiero 18.11.2012 r. Było to w przeddzień ceremonii odebrania w imieniu Adrianny i Franciszka Tomków medalu i tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, który Instytut Yad Vashem w Jerozolimie przyznał im za ratowanie życia bliźnim w czasie Holokaustu. Mirko Čolić jest dziś najbliższym żyjącym  krewnym państwa Tomków. Tytuł ten przyznano Adriannie i Franciszkowi w 2011 r. z wniosku rodzeństwa Wassermannów - Lidii Vos i Henrego Wassermanna. Ich młodsza siostra Helen Yaniv, urodziła się już po wojnie.
 
    Adrianna i Franciszek Tomkowie oraz Amelia Skibińska w Radziszowie spędzili długie 18 lat życia.  Pod koniec lata 1950 r. przenieśli się do Barwałdu Dolnego i zamieszkali w starym domu, który zachował się po dzień dzisiejszy, w części wsi nazywanej Przymiarkami. Pani Adrianna czuła się związana z mieszkańcami Radziszowa i jak wspomina pani Stanisława Rak, żałowała, że nie została matką chrzestną któregoś dziecka swoich dotychczasowych sąsiadów.

    Gdy w willi Przygoda zamieszkał pan Jerzy Szczepański, urządził tam m.in. biuro leśniczego. Wielu radziszowian bywało tam, żeby załatwiać sprawy związane z nabyciem drewna czy podejmowaniem prac na terenie lasu.  Pamiętam z czasów dzieciństwa, że w kancelarii stało wielkie, stare biurko, w witrynach znajdowały się segregatory z dokumentami, a ściany zdobiły poroża.                                              
    Leśniczy nie miał dzieci, zmarł bezpotomnie, ale na wiele lat wcześniej dom swój zapisał synowi najlepszego przyjaciela, jeszcze z okresu studiów.
                                

Autor tekstu i zdjęcia: Janusz Bierówka

Stowarzyszenie

ul. Szkolna 4
32-052, Radziszów

Nasz rachunek:
Krakowski Bank Spółdzielczy
Oddział Skawina

10 8591 0007 0310
0561 8792 0001

Logowanie